Tym, co chyba najbardziej zachwyca w Tokio, jest bogactwo oferty kulturalnej. Tylko w tym miesiącu miłośników malarstwa kuszą m.in. wystawy Botticellego, XVII-wiecznych mistrzów holenderskich (w tym Vermeera i Rembrandta), prerafaelitów czy ikony japońskiego pop-artu – Takashiego Murakamiego. Chcąc uszczęśliwić i Jaśka decyduję się tego ostatniego. To artysta łatwy w odbiorze i charakterny – myślę sobie – żywe kolory, komiksowe postaci – coś w sam raz dla dwulatka.
Okrzyknięty japońskim Andym Warholem artysta jest bodaj najbardziej znanym na świecie japońskim twórcą, a jednocześnie postacią skrajnie kontrowersyjną. Mimo doktoratu z tradycyjnego japońskiego malarstwa nihonga na Tokijskim Uniwersytecie Sztuk Pięknych w swoich pracach inspiruje się głównie estetyką mangi i anime. To z tej fascynacji wyrastają słodko-straszne komiksowe stwory czy niepokojąco uśmiechnięte kwiatki. W 2000 roku Murakami tworzy koncepcję superflat, która daje źródło całemu ruchowi artystycznemu. „Superpłaskość” w zamyśle autora odnosi się zarówno do charakterystycznej dla japońskiej sztuki (od drzeworytów z okresu Edo po współczesną mangę) dwuwymiarowości, jak i do „spłaszczenia” i zdziecinnienia powojennego japońskiego społeczeństwa. Zwolennicy dopatrują się w pracach Murakamiego głębokiej krytyki japońskiej psyche. Krytycy zarzucają mu obsceniczność, miałkość przekazu i nadmierną komercjalizację (artysta współpracował m.in. z markami Louis Vuitton, Casio i Vans oraz z raperem Kanye Westem). Kontrowersje budzi też sam proces tworzenia – większość prac powstaje w ponad 100-osobowej fabryce artystycznej Kaikai Kiki, która jednocześnie przyczynia się jednak do promocji pracujących w niej artystów (m.in. dzięki organizowanym dwa razy do roku wernisażom).
Wystawa w tokijskim Mori Art Museum prezentuje nowy nurt twórczości Murakamiego, zainspirowany trzęsieniem ziemi, tsunami i katastrofą nuklearną, które dotknęła Japonię w 2011 roku. W jednym z wywiadów Murakami deklaruje, że te tragiczne wydarzenia “zrodziły [w nim] potrzebę zrozumienia duchowości” i uświadomiły mu, że „kapitalizm i pogoń za pieniądzem nie mogą być dłużej głównymi motywami [jego] pracy”. „Dostrzegłem, że sztuka jest formą uzdrawiania” – twierdzi artysta, który organizował aukcje charytatywne (w tym własnych prac) na rzecz poszkodowanych. Tytułowe dzieło 500 Arhantów (jap. Gohyaku-Rakanzu) to monumentalny (100-metrowy) obraz przedstawiający postaci pięciuset oświeconych uczniów Buddy na tle m.in. szalejącego ognia i wiatru. Całość składa się z czterech części, których tytuły pochodzą od imion taoistycznych bóstw: niebieskiego smoka strzegącego północy, białego tygrysa – zachodu, feniksa – południa i czarnego żółwia – północy. Do pracy nad tym kolosem artysta zatrudnił ponad 200 podwykonawców – studentów malarstwa z całego kraju, a także pracowników Kaiki Kiki (powstawanie obrazu można podejrzeć na tym filmie). Przyrównywany do Guerniki Picassa obraz po raz pierwszy wystawiono w 2012 roku w Katarze (który jako jeden z pierwszych krajów na świecie udzielił pomocy ofiarom japońskiej katastrofy).
Święci mędrcy buddyjscy to popularny motyw w japońskiej sztuce, często wykorzystywany do pokrzepienia serc w obliczu nękających kraj kataklizmów. Murakami łączy jednak tradycyjne motywy religijne z własnym psychodelicznym stylem – kosmiczne tło, dzikie kolory, karykaturalne postaci. “Dlaczego ci panowie są tacy strasznie brzydcy?” pyta z niesmakiem Ignaś, któremu pokazuję zdjęcia z wystawy. Faktycznie – podczas gdy w tradycyjnych przedstawieniach postaci Arhantów były idealizowane – u Murakamiego buddyjscy mnisi przypominają obleśnych starców, z groteskowo wykrzywionymi twarzami i grubymi brzuchami. Według jednej z interpretacji, szpetni staruszkowie to w istocie autoportety samego Murakamiego. Jasiek urzeczony studiuje fosforyzujące płótna. A ja zastanawiam się, czy 500 Arhantów to przejaw autentycznej przemiany artystycznej Murakamiego, czy zwykły figiel. W każdym razie ten przewrotny dialog z tradycją na pewno nie pozostawia obojętnym.
Poza 500 Arhantami duże wrażenie robią także inne nowe prace Murakamiego, m.in. trupie czaszki w wersji kawaii, (lekko demoniczne) autoportety artysty oraz kolejne odsłony słynnego Mr Doba (niepokojącego stwora o trzech oczach i zębatym uśmiechu).